Północne Chile przerwą w podróży po Peru
artykuł czytany
1727
razy
Jedyne co widać za oknem to góry, piasek, kamienie, pustka... Wszystko to sprawia jednak, że miejscami krajobraz jest niesamowity! Im bliżej San Pedro de Atacama, tym widoki jak dla mnie coraz bardziej zdumiewające! Wulkany, kształty gór i skał nadane przez erozję, różnorodność ich barw...
San Pedro de Atacama to mała miejscowość, jakby stworzona dla i przez turystów. Stanowi ona swoistą oazę w otaczającym pustynnym krajobrazie. Jest to także doskonałe miejsce do zatrzymania się i organizowania wypadów do Doliny Śmierci, Doliny Księżycowej, nad Salar de Atacama, Laguny Miscanti czy do Gejzerów El Tatio. Co też jest i naszym celem.
Nie ma tu kłopotu ze znalezieniem hostelu, agencji turystycznych organizujących wycieczki czy z pożyczeniem roweru. Po zameldowaniu się w hostelu i krótkim odpoczynku, w jedynym z biur kupujemy jednodniowe wycieczki do najciekawszych miejsc w okolicy. Wraz z moją towarzyszką unikamy takiej opcji podróżowania, korzystania z usług biur podróży, jednak ze względu na ograniczenia czasowe w tym przypadku decydujemy się na to. Dolina Śmierci i Dolina Księżycowa oddalone są od naszego miejsca pobytu o kilka, kilkanaście kilometrów. Aby je zobaczyć możemy więc wybrać jedną z naszych ulubionych form poznawania nowych miejsc, czyli wyruszyć do nich na pożyczonych rowerach.
Nad chilijską Doliną Śmierci góruje wulkan Licancabur a w oddali widoczne są szczyty Andów. Jadąc przez dolinę mamy pod kołami produkty działalności wulkanu. Kilkugodzinna jazda po kamieniach, w ostro świecącym słońcu i blisko 40-sto stopniowej temperaturze daje nam się trochę we znaki. Trud ten wynagradza jednak możliwość znalezienia się u stóp wulkanu, różnorodność barw i odcieni otaczającej nas przestrzeni pozbawionej roślinności. Oprócz nas dwóch nie ma żadnych przejawów życia, tylko prażące słońce i wiatr wyjący między szprychami rowerów. A jednak jest w tym jakaś magia. Uświadamia to kruchość i słabość człowieka wobec otaczającej go natury.
Naszą wyprawę rowerową do dolin zaczęłyśmy zbyt późno i niestety niewiele udaje nam się zobaczyć z powstałych wskutek erozji niezwykłych form geologicznych w Dolinie Księżycowej. Podziwiamy zaledwie część jej fantazyjnie wyerodowanych wzniesień i skał. Ich obraz w świetle zachodzącego słońca, księżyc górujący nad wulkanami, wszystko to pozostaje w pamięci i nie pozwala zostać obojętnym wobec otaczających nas cudów natury.
Następnego dnia o godzinie 8 rano wraz z dwojgiem Niemców i naszym przewodnikiem a zarazem kierowcą Danielem, jedziemy busem agencji turystycznej nad jezioro Salar de Atacama. Jest to słone jezioro o powierzchni 100 x 70 km, trzecie co do wielkości na świecie. Stanowi ono obszar chroniony. Wokół wznoszą się szczyty And oraz stożki wulkanów. Salar de Atacama w większości wyschnięty, pozostawia w pamięci obraz powierzchni z solno-skalnymi formami o dominującej białej barwie. Chodzi się tylko wytyczonymi ścieżkami, aby nie niszczyć tego co stworzyła natura. Nad małymi słonymi jeziorami spacerują flamingi (gatunki andyjski, chilijski i James'a). Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że mimo atrakcyjności tego miejsca jest tu spokojnie, nie ma tłumów, kramów, sprzedaży pamiątek, tak dba się o zachowanie naturalności tego miejsca.
Podobne odczucia towarzyszą mi gdy przyjeżdżamy nad dwie malownicze laguny Miscanti i Miniques. Jesteśmy na wysokości 4150 m, błękit wody, wokół góry, wulkany. Zupełna cisza, spokój... Olbrzymia przestrzeń i zaledwie ok. 10 osób spacerujących. Niesamowite! Po tłumie ludzi np. w części peruwiańskiego Kanionu Colca, tutaj mam wrażenie, że jestem tylko ja i natura (i to jak zachwycająca!).
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż